MENU

DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW

Ptaki śpiewają w Kigali, reż. Krzysztof Krauze / Joanna...

Wernisaż wystawy „Ruchome obrazy”, pokaz filmów animowanych i spotkanie...

Opublikowano: 20 września 2017 Views: 2221 Blog CSF, Kino Centrum, Recenzje

Wojciech Armata – Tanna [recenzja]

Tanna Martina Butlera i Bentleya Deana jest tragedią, którą mógłby napisać Szekspir, ale bez szekspirowskiego patosu. Jej główni bohaterowie cierpią, kochają, rozpaczają i przeżywają uniesienia z zachowaniem niemal stoickiego spokoju. Napięcie na ekranie sięga zenitu, w widzach buzują emocje, a oni w ciszy odwracają głowy. Ludność plemienia Yakel zachwyca.

Akcja rozgrywa się w tradycyjnej patriarchalnej społeczności, żyjącej w dżungli na wyspach Vanuatu (Oceania). Aktorami są członkowie plemienia, ich prawdziwe imiona brzmią tak jak filmowe. Sama historia oparta jest na prawdziwych zdarzeniach sprzed 30 lat. To sprawia, że mamy do czynienia niemal z filmem dokumentalnym. Jednak produkcja nie ma w sobie nic z programów podróżniczych, w których przedstawiciel cywilizacji przedziera się na koniec świata, aby podejrzeć dzikich. Tutaj jesteśmy w środku, mamy poczucie, że widzimy „swoich” i dobrze ich rozumiemy. Jest to m.in. zasługa zdjęć Bentleya Deana i pracy kamery, która np. podczas rozmowy bohaterów, jest naprzemiennie na miejscu któregoś z nich. Dzięki takiemu prowadzeniu obrazu, narracja staje się organiczna i mamy wrażenie styczności z fizycznością bohaterów – z ich schylaniem, kucaniem, marszem…

Klasyczna forma tragedii koresponduje z prostotą i potęgą uczuć, jakie opisuje film. Historia Daina i Wawy, współczesnych Romea i Julii, bardzo wzrusza i w ogóle nie ociera się o kicz, co jest dużym osiągnięciem. Mocną stroną dzieła są również zdjęcia krajobrazu – wybuchający wulkan jest niczym fajerwerki w hollywoodzkich komediach romantycznych, ale o wiele bardziej melancholijny. Muzyka często jest tautologią obrazu, przywodząc na myśl europejskie i amerykańskie kino gatunkowe, innym znów razem wydobywa się z gardeł aktorów i przypomina, że jesteśmy w innej, samodzielnej kulturze. Tworzy ona przekaz na równi z obrazem i jest pięknym przykładem jak ludzka ekspresja może być tożsama z życiem, nie wyjęta z niego w bezpieczny nawias sztuki.

Film oprócz tragicznego romansu, snuje jeszcze jedną opowieść – o małej Selin, siostrze Wawy. Momentami można odnieść wrażenie, że jest to opowieść bardziej o niej, niż o młodych kochankach – pojawia się częściej niż jakikolwiek inny bohater, często patrzymy na to, co się dzieje z jej perspektywy, podglądamy razem z nią miłosne schadzki bohaterów i spotkania starszyzny. Historia starszej siostry jest także rozgrywką o przyszłość jej samej. Bolesne doświadczenie Selin i jego konsekwencje są zwiastunem zmian, co czyni ogólną wymowę dzieła bardziej optymistyczną.

Ciekawym momentem filmu jest scena, kiedy dziadek Selin, szaman plemienia, stojąc na szczycie wzgórza, pokazuje jej chrześcijański kościół, przestrzegając ją przed porzuceniem swojej kultury. Zdajemy sobie sprawę, że nasze uczucia wcale nie są po stronie białego budynku na wykarczowanej polanie. Coś w głowie mówi po cichu: „Selin, twój dziadek ma rację”.

Tanna jako film nie jest Europejczykiem, który spokojnie stoi i wodzi wzrokiem z prawa na lewo, produkując finezyjne refleksje. Tanna jest rodowitą Vanuatnką, która kuca, tańczy, schyla się, wyje, ale i potrafi kontemplować, całym ciałem, w bogatej metaforyce; widzi świat bardziej ludzki i duchowy niż my zwykliśmy to czynić.

 

Wojciech Armata – recenzja filmu Tanna

Ocena: 7/10

***

Wojciech Armata – rocznik ’95, student Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistyczno-Społecznych na UMK w Toruniu, w ramach których zajmuje się głównie filozofią. To, co najbardziej kocha w kinie, można ująć w dwóch słowach: Paolo Sorrentino. 

 

 

Tags: , ,

Instytucja finansowana ze środków Miasta Toruń