Każdy kraj przypisuje sobie prawo do pisania własnej wersji ogólnoświatowej historii. Ogromnym wpływem, na ów proces subiektywnego interpretowania dziejów, może cieszyć się kultura filmowa, która niejednokrotnie udowadniała swoje niebanalne i nieoczywiste podejście do znanych wydarzeń z przeszłości. Jednym z takich przykładów jest z pewnością zeszłoroczny dramat Trevora Nunna — Tajemnice Joan.
Początek obecnego milenium. Spokojne życie emerytowanej Joan Stanley (Judi Dench) zakłóca pojawienie się funkcjonariuszy brytyjskich Służb Bezpieczeństwa, którzy oskarżają ją o szpiegostwo na rzecz ZSRR. Podczas śledztwa wychodzą na jaw nie tylko kompromitujące kobietę fakty sprzed niemal sześćdziesięciu lat, ale także bolesne wspomnienia dotyczące jej pierwszych miłości.
To, co przykuwa uwagę w Tajemnicach Joan, to sposób budowania dość pozytywnego wizerunku Związku Radzieckiego. Komunistyczna Rosja funkcjonuje u Nunna głównie jako ofiara przedziwnego spisku, uknutego przez Wielką Brytanię i USA. Próby odsunięcia państwa Stalina od wiedzy zachodnich sprzymierzeńców na temat konstrukcji bomby atomowej, zostają przez twórców filmu jednoznacznie skrytykowane jako wyjątkowo krzywdzący i niesprawiedliwy rodzaj polityki wobec alianckiego sojusznika. Dla głównej bohaterki taka sytuacja na arenie międzynarodowej będzie nie tylko motywacją do podjęcia działań, bądź co bądź honorowo wątpliwych, ale w późniejszym okresie stanie się także dość specyficzną podstawą jej linii obrony. Równocześnie procesowi demonizacji ulega wizerunek państw zachodnich, a w szczególności Stanom Zjednoczonym, którym reżyser w szczególnie emocjonalny sposób wypomina nuklearną rzeź Hiroszimy i Nagasaki. Ten niezwykle uproszczony portret relacji kat-ofiara prowadzi w pewnym sensie do manipulacji uczuć widza i wymuszanie u niego solidaryzowanie się ze Związkiem Radzieckim. Z drugiej strony ta nieco zakamuflowana adoracja ZSRR może okazać się dla rodzimego widza z początku oburzająca czy dotkliwa, lecz po głębszym zastanowieniu właściwie nietypowa i zaskakująca. Biorąc pod uwagę pejoratywne konotacje historyczne obu krajów słowiańskich, takie odmienne spojrzenie na naszego wschodniego sąsiada może stać się dla polskiego odbiorcy szansą na odświeżenie i poszerzenie horyzontów mentalnych, których współczesne ograniczenia uniemożliwiają zdroworozsądkowego odtwarzania dziejów.
Sztucznym diamentem tej produkcji okazała się być sama laureatka Oscara — Judi Dench, której niestety nie udało się tym razem zabłyszczeć na ekranie. Dama Imperium Brytyjskiego podjęła bowiem fatalną decyzję o skopiowaniu kreacji z innego filmu z jej udziałem. Postać Joan Stanley pozostaje de facto odbiciem lustrzanym Filomeny Lee z dramatu Stephena Frearsa pt. Tajemnica Filomeny. Obie bohaterki łączy fakt bolesnej przeszłości, która rzutuje na obecnym życiu kobiet i dopiero rekonstrukcja nieprzyjemnych wydarzeń oraz próba dotarcia do prawdy przynoszą im upragnione ukojenie. O ile jednak w przypadku obrazu twórcy Królowej aktorka wydaje się być emocjonalnie zaangażowana w swoją rolę, w której zresztą ze szlachecką gracją łączy nerwowy tragizm, stoicki spokój oraz nutkę frywolności, o tyle u reżysera Wieczoru Trzech Króli pozostaje mimo wszystko nieustannie stłamszona, dogłębnie wycofana i irytująco bezcharakterna.
Finalnie dramat Trevora Nunna wizualizuje się jako film technicznie przeciętny i fabularnie nudząco poprawny, który niestety dość skutecznie chłodzi filmowy zapał widzów, zamiast rozpalać go do czerwoności.
Rafał Bujałkowski – Miłość pod czerwonym sztandarem – recenzja filmu Tajemnice Joan
Ocena: 6/10
***
Rafał Bujałkowski — rocznik ’94, absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim oraz student kulturoznawstwa na toruńskim UMK. Dziesiątą muzę ceni najbardziej za plastyczną umiejętność tworzenia portretów psychologicznych postaci, a także za bezpardonowe oddziaływanie na sferę emocjonalną widza. W jego filmowym sercu szczególne miejsce zajmuje nurt kina LGBT