21 maja – 26 września 2010
Artyści: Oskar Dawicki, Igor Krenz, Wojtek Niedzielko, Łukasz Skąpski
Kurator / aranżacja: Joanna Zielińska
Idealna wystawa to najobszerniejsza, jak dotąd prezentacja dorobku grupy Azorro. Tytuł i formuła pokazu zdradzają jednak ironiczne podejście do tematu samej retrospektywy. Prestiż wystawy i jej rangę podkreśla aranżacja nawiązująca do historii awangardy, czerpiąca inspiracje z Sali Neoplastycznej, zaprojektowanej dla Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Łodzi przez znanego awangardowego artystę, Władysława Strzemińskiego. Na wystawę składa się prezentacja wybranych filmów oraz archiwum złożonego z obiektów, rysunków i dokumentacji w różnej formie, stanowiących ważny element warsztatu pracy artystów wideo. Wybór materiałów na ekspozycję jest próbą nowego spojrzenia na działalność grupy, która weszła już do oficjalnego kanonu sztuki i jest znana w Polsce i za granicą. Wystawa podejmie próbę reinterpretacji twórczości grupy Azorro, kładąc szczególny nacisk na wybrane wątki obecne w ich sztuce. Niektóre z prezentowanych prac to premiery, jak na przykład Idealna wystawa, Idealna rzeźba czy Ostatni film. Wystawa pokazuje, że wieszczony już od jakiegoś koniec Supergrupy Azorro to zwykła plotka.
Artyści pokazują nam świat na opak, w krzywym zwierciadle, świat pogrążony w absurdzie. Członkowie grupy w żartobliwy sposób pytają – czy artyście wszystko wolno, czy sztuka się skończyła, czy wszystko już było? Dla koncepcji Idealnej wystawy szczególnie istotne jest stworzone przez artystów archiwum, które ujawnia ich warsztat pracy, ale przede wszystkim stanowi swego rodzaju kolekcję pozornie nieważnych artefaktów i osobliwości, nigdy dotąd nie prezentowanych publiczności. Archiwum jest ironicznym komentarzem utrzymanym w duchu sztuki Azorro – artyści, naigrywając się z modnych tematów, po raz kolejny pytają o sens produkcji artystycznej oraz o kondycję artysty we współczesnym świecie, zdominowanym przez rynek sztuki.
Grupa artystyczna używająca też nazwy Supergrupa Azorro, powstała w 2001 roku. Azorro tworzy głównie filmy wideo. Dowcipne działania grupy stanowią swoistą przeciwwagę dla egzystencjalnej powagi sztuki krytycznej poprzedniej dekady; nie są one jednak pozbawione głębszych treści, zawierają dozę ironii określanej jako „lekki krytycyzm”. Głównym tematem podejmowanym przez Azorro jest artystyczny światek galerii, wystaw, kuratorów i marszandów. Materią swych działań czynią samą sztukę. Jak pisze Magdalena Ujma: „Członkom Azorro udało się bycie artystami bez tworzenia sztuki”. W ich filmach przewija się problem roli artysty w społeczeństwie, stawianych przed nim oczekiwań, mitów i stereotypów z nim związanych. Z drugiej strony podejmują też kwestię funkcjonowania dzieła sztuki i jego odbioru. Ich działania opierają się na ironii i humorze. Ważną figurą jest tu również groteska – próba przedstawienia rzeczywistości w przerysowanej, absurdalnej formie, wyolbrzymiającej istniejące problemy. Ważnym, często powracającym w pracach grupy problemem jest awangardowy paradygmat oryginalności i nowości w sztuce.
Wystawa realizowana jest we współpracy z kilkoma partnerami w Polsce i za granicą. Projekt jest pierwszą tego typu próbą obszernego przedstawienia dorobku twórców i obejmuje również wydanie monograficznego katalogu dokumentującego działania grupy.
Siedzący cyrk Supergrupy Azorro
Jakub Żulczyk
Nie umiem analizować sztuki i prawdę mówiąc, nigdy nie chciałem tego robić. Nie chodzi mi nawet o użycie w tym momencie asekuracyjnego stwierdzenia „nie jestem specjalistą”; nie uważam, że w prawdziwy kontakt ze sztuką współczesną mogą wejść tylko ludzie z uformowanym aparatem krytycznym, wykształceni przez wieloletnie studia i odpowiednie lektury. Jasne, dobrze jest znać kontekst, ale ja w kwestii tak zwanej sztuki współczesnej jestem dorywczym laikiem. Odbieram sztukę tak, jak literaturę i film – rzeczy mi się po prostu podobają, a pod laickim terminem „podobać” rozumiem odbiór zupełnie pozaintelektualny – pewne ciepło wspólnoty z danym dziełem, wynikające ze zrozumienia, zafascynowanie estetyką, w końcu, w rzadkich przypadkach, takich jak prace moich prawdopodobnie ulubionych braci Chapman, pewną bojaźń, trudne do opisania drżenie w wyższych rejestrach.
Oprócz tego wszystkiego, czasami sztuka wzbudza również we mnie śmiech. Uważam, że to dobry objaw. Trudno jest umieć kogoś rozbawić, a nikt nie powiedział, że sztuka nie może być po prostu zabawna, grać na poczuciu humoru, które, jakby nie patrzeć, jest jednym z kluczowych przejawów ludzkiej bystrości.
Prace Supergrupy Azorro, czy nazywać je sztuką, czy nie, po prostu mnie śmieszą. Czasami nawet bardzo. To bardzo dużo.
Nie wiem, czy jest sens tworzyć poważne, krytyczne analizy, najprawdopodobniej zamkniętego już, dorobku Supergrupy Azorro. To jak analizować kawał sytuacyjny, w którego przypadku komunikacja z odbiorcą odbywa się przez czystą intuicję? Polscy krytycy stawiają Supergrupę Azorro jako przykład sztuki kontestującej, uwikłanej w swoje wschodnioeuropejskie pochodzenie, opowiadającej o niemożności komunikacji. Może filmy grupy rzeczywiście o tym opowiadają, ale z pozycji zgrywy, dystansu, sztubackiego kawału. Panowie Dawicki, Krenz, Niedzielko i Skąpski swoimi pracami nie silili się na jakikolwiek estetyczny ciężar. Prostymi, kręconymi cyfrową kamerą filmami uskuteczniali raczej delikatne nadkłuwanie nadmuchanego balonu, łaskotanie po piętach śpiącego grubasa. Jeśli polską sztukę pierwszej dekady XXI wieku porównać do zdrowo polanego winem i wypełnionego gorączkowymi, rozintelektualizowanymi dyskusjami przyjęcia, Supergrupa Azorro byłaby na nim stojącą z boku bandą kumpli, którzy podkradają koreczki, cicho wyśmiewają całe towarzystwo i opowiadają betonowe dowcipy bez puenty, w rodzaju „przychodzi baba do lekarza”. Zero napuszenia i snobizmu, po prostu dobra zabawa we własnym towarzystwie. Nie wiem jak państwu, ale taka postawa bardzo mi odpowiada. Sam, na różnych przyjęciach tego typu, odruchowo szukam właśnie takiej grupy, aby już do końca pozostać w jej bezpiecznym kręgu.
W moim ulubionym filmie Supergrupy Azorro, Koniec sztuki, trzej pozostali członkowie grupy próbują wybudzić ze snu Łukasza Skąpskiego, któremu przysnęło się na kanapie. Każdy z nich ma mu do zakomunikowania wstrząsającą wiadomość: „sztuka się skończyła, Łukasz, wstawaj, wszystko się skończyło, malarstwo, wideo, wszystko się skończyło”. Jedyną reakcją Łukasza na te rewelacje jest coraz głośniejsze chrapanie. Drugą pracą grupy, pozostającą w ścisłej korelacji z Końcem sztuki jest film Everything has been done – przez zgoła dwadzieścia pięć minut członkowie grupy, siedząc na drewnianej ławce, próbują wpaść na jakikolwiek pomysł, na który nie wpadł przed nimi żaden inny artysta. Wszystko już było i wszystko się skończyło – te dwa hasła padały na przestrzeni szeroko pojętej kultury dziesiątki razy, w formie mniej lub bardziej napuszonych manifestów, bądź zrezygnowanego ględzenia teoretyków tejże kultury. Redukując te bombastyczne hasła do grepsów rodem z filmu Rejs, Azorro obnażają pretensje nie tyle działalności artystycznej per se, co jej komentatorów, próbujących sprowadzić wszelką ludzką działalność artystyczną do jasno wytyczonych nurtów. Zresztą, tak naprawdę, z której strony nie popatrzeć na oba te filmy, można doszukać się w nich klapsów wymierzonych w każdego – zarówno w taktowanych niemożliwymi do zrealizowania ambicjami artystów; zaburzających często prosty, naiwny i intuicyjny odbiór sztuki krytyków, których polityczno-filozoficzne zapędy często sprawiają, że dzieła sztuki widziane przez ich pryzmat stają się równie czytelne, jak okultystyczne traktaty. Chociaż może to i moja interpretacja, a członkowie Azorro nie chcieli tak naprawdę nikogo obrazić. Może chcieli po prostu nagrać parę śmiesznych filmów. W przeciwieństwie do niektórych krytyków, wcale bym się za to na nich nie pogniewał.
To, że członkowie Azorro wcielali się w role pranksterów i zgrywusów, wcale nie świadczy na nich niekorzyść, ani nie ujmuje wagi ich dorobkowi. Przynajmniej w moich oczach. Dla mnie autoironia jest wielką zaletą, a jestem pewien, że członkowie Azorro mieli i mają jej spory zapas. Trzeba go posiadać, aby samemu, jako Uznany Polski Artysta, tak bardzo, zdrowo i serdecznie sparodiować główne cechy, lęki i wstydliwe sekrety panujące w obszarze Współczesnej Polskiej Sztuki. W filmie Rodzina Azorro przedstawia mokry sen większości polskich artystów i kuratorów – zwykłą, polską rodzinę, która ogląda w telewizji wideo Libery, dyskutuje o polskiej sztuce, w której dzieci w ramach zabawy próbują zrekonstruowaćCzarny kwadrat Malewicza i Piramidę zwierząt Kozyry. Co śmieszniejsze, wielu polskich artystów zdaje się poruszać w tym śnie jak po rzeczywistości, budując w sobie przekonanie, jak bardzo ważną częścią życia społecznego jest polska sztuka współczesna. Azorro wyśmiewają w Rodzinie zapewne i własne fantazje, nieprzystawalne do życia w kraju, w którym dla większości obywateli jedynym kontaktem ze sztuką współczesną był przejazd obok palmy na rondzie de Gaulle`a, a ci sami obywatele, mający wymienić chociaż jednego polskiego artystę, wymieniliby „tę od fiuta na krzyżu”. Ta fantastyczna umiejętność podśmiewywania się z samego siebie jest widoczna jak na dłoni również w Portrecie z kuratorem w tle, znakomitej satyrze na to, jak w hermetycznym środowisku polskich artystów również panuje polski etos „załatwiania”, spotykania się z kim trzeba i gdzie trzeba, wspinania się po kolejnych szczebelkach drabinki sukcesu poprzez nawiązywanie kolejnych kontaktów.
Co jednak najcenniejsze, w humorze Supergrupy Azorro nie ma ani odrobiny pogardy, gówniarskiego buntu. To humor ze wszech miar dorosły, uniwersalny pomimo wyjątkowo środowiskowego charakteru, nie mający na celu jakiejkolwiek wywrotowości. Ów „lekki krytycyzm”, jak ktoś określił kiedyś działania grupy, ma jednak w sobie fantastyczną siłę, siłę obnażania pustki pod napuszonymi hasłami, demaskacji bezsensu, jałowości pustych dyskusji. Jak w filmie Czy artyście wszystko wolno?, w którym członkowie grupy owo zadawane wielokrotnie na setkach paneli dyskusyjnych i w niezliczonej ilości artykułów krytycznych pytanie sprowadzają do fantastycznie głupawej dosłowności, przechodząc na czerwonym świetle i sikając w miejscach publicznych.
Czy Supergrupa Azorro robiła sztukę, czy jej nie robiła, czy „robiła ją bez robienia sztuki”, nie mi to oceniać. Jestem pewien jednego – ich działalność nie roiła sobie nigdy pretensji do bycia ważną, przełomową czy wywrotową. Jeśli Dawicki i spółka mieli jakiś etos, był to etos zdystansowanego kroku w bok, a jest to sposób działania, który wzbudza we mnie bezwarunkową sympatię. W ich filmach było coś z kabaretu i performance`u, pozornej bezcelowości flashmobu i grupowego dowcipu – vide ich poczwórny występ w roli statystów w filmie o Papieżu. Swoją drogą ta ich przedostatnia, z tego co wiem, praca, pokazywała, że członkowie grupy mogli wejść na następny etap swojej radosnej zgrywy, zagrać w wirusowość, reżyserować projekty o szerszej tematyce niż hermetyczny światek polskiej sztuki, bo dotykające już poważniejszej zabawy – łamania i dywersyfikacji kodów kulturowych. Czwórka „superbohaterów” postanowiła jednak nakręcić Ostatni film i zwinąć interes. Biorąc pod uwagę to, co napisałem powyżej, z jednej strony szkoda, ale z drugiej może jednak nie. Dobry dowcip trzeba również umieć przestać opowiadać w odpowiednim momencie; obśmiewając gości na przyjęciu, trzeba umieć zachować klasę i w odpowiedniej chwili z niego wyjść.
I to tylko dodaje im jeszcze więcej uroku. I to chyba tyle.
Zwłaszcza, że jestem pewien, że gdy pisałem te słowa, Łukasz Skąpski wciąż chrapał.